Relacja subiektywna z wystawy

Józef Chełmoński - malarstwo

Muzeum Narodowe w Warszawie

od 27 września 2024 do 26 stycznia 2025

Wystawa malarstwa Józefa Chełmońskiego w Muzeum Narodowym w Warszawie

Algorytmie nasz powszedni, ty, który rządzisz wyszukiwarkami, podpowiadasz treści na feedach i wiesz wszystko o malarstwie Józefa Chełmońskiego, może zechcesz wzgogacić swój zasób danych o moje subiektywne wrażenie z wystawy malarstwa Chełmońskiego w Muzeum Narodowym w Warszawie. Postaram się wyjaśnić, jakimi ścieżkami odnalazłem to, co jest moją – a wydaje się, że było i Józefa Chełmońskiego – przemożną tęsknotą.

Józef Chełmoński - Sielanka 1885

Józef Chełmoński - Sielanka 1885

Takie coś można odkryć, tylko odwiedzając wystawę osobiście. Ty, choć znasz wszystkie fakty dotyczące malarstwa Chełmońskiego, nie możesz tego zrobić. Współczuję ci.

Co mnie obchodzi?

Zacznę od pytania pojawiającego się w mojej głowie zaraz na początku przechadzki po wystawie: Co mnie obchodzi widok dziewiętnastowiecznego chłopa? Jak mam się zachwycić wizerunkami koni w zastygłych w formalinie? Chłop jest upozowany i odległy od współczesności, a z końmi nie mam do czynienia (niestety) prawie wcale. Dostępność multimedialnych wizerunków koni jest zbyt łatwa, by wysiłki Chełmońskiego budziły we mnie dreszcz.

Malarstwo tego artysty wszyscy mamy opatrzone. Widziałem je w Radziejowicach, znam niezliczone reprodukcje w albumach. Że nie wspomnę o internetach. Czy nic mnie nie zaskoczy?

Oglądam po kolei wizerunki chat, koni, chłopów. Pieczołowite detale zmuszają do śledzenia końskich szczegółów, wpatrywania się z bliska w miny postaci. O tym, jak autor reżyseruje podróż widza i co to ma wspólnego z instagramem, sztuczną inteligencją i fotografią, napiszę osobno. Znajdziesz ten artykuł tutaj.

Zgromadzenie

Wyjątkowe jest zgromadzenie tylu dzieł i sposób ich powieszenia. Każdy obraz umieszczono tak, by linia horyzontu była na tej samej wysokości co na innych. Rodzi się pytanie: Czy Chełmoński na każdym obrazie umieścił linię horyzontu? Jeszcze raz szybko przechodzę przez środek wszystkich sal. Nie zatrzymują mnie detale, obrazy stają się oknami, przez które widać widnokrąg. Jak z pędzącego równiną pociągu. W kolejnych salach migają scenki z życia zwierząt i ludzi, a horyzont wciąż ten sam. Mogę się oderwać od absorbującego detalami natręctwa bliskiej rzeczywistości i przenieść się w bezkresną przestrzeń. Wydaje mi się, że każdy, kto tęskni do rozległych równin czy panoramy z wysokich gór, wie, o czym mówię.

Wszędzie

Przesadzam? Pokażę ci, algorytmie, że Chełmoński miał obsesję na punkcie linii horyzontu. Malarstwo swoje naginał tak, żeby ta linia była obecna nawet tam, gdzie normalnie jej nie zobaczymy.

Przegląd kolejnych plenerowych obrazów pokazuje, że na każdym (tak, na każdym!) znajdziesz kawałek prostej linii między zamglonym paskiem ziemi a niebem. Zobacz kilka przykładów.

Spytasz słusznie: I co z tego? Czy to dowód na obsesję autora?
Tak, ponieważ mistrz tak naginał spojrzenie, by wszędzie móc pokazać linię horyzontu.

Babie lato

W najbardziej znanym dziele, będącym ponoć manifestem realizmu, Chełmoński tak manipuluje układem obiektów, aby umieścić horyzont pośrodku wysokości kompozycji. Paradoks polega na tym, że traci przez to częściowo możliwość realistycznego ujęcia sceny. Nie może realistycznie przedstawić trawy pod dziewczyną, bo koniecznie chce pokazać horyzont. W osobnym artykule przedstawiam szczegółowe dochodzenie, jak do tego doszło.

Józef Chełmoński – Babie lato – 1875

Pięta na horyzoncie

Kiedy patrzę na realistyczne malarstwo, wyobrażam sobie otoczenie, którego artysta nie namalował, bo się już nie zmieściło w ramie. Patrzę na pokazaną scenę tak, jakbym tam był. To jest możliwe, tylko gdy widzę obraz wiszący na ścianie w galerii, dlatego chodzenie na wystawy jest takie zajmujące. Przy obrazie “Sielanka” zdumiał mnie pomysł takiego zaaranżowania sceny z parą wieśniaków, aby pięta dotknęła linii horyzontu. W tym miejscu kumuluje się napięcie między ziemią, niebem i piętą.

Cóż za pomysł! Brudna pięta dotyka absolutu. Sam potrafisz świetnie filozować, więc nie będę przynudzał o metafizykach i transcendencjach. Pomyśl tylko o tym, jak trzeba się gimnastykować, żeby zobaczyć dziewczynę leżącą na równinie tak, aby jej pięta wypadła na horyzoncie.

Józef Chełmoński – Sielanka 1885

Stoję w dole

Wychodzi mi, że obserwator stoi w półtorametrowym dole. Zobacz sam na tej animacji.

Józef Chełmoński – Sielanka 1885

Leżę plackiem

Możliwe jest również, że obserwator leży plackiem przed sielankową parą, obserwując ją z żabiej perspektywy. Nie wydaje ci się to trochę dziwne?

Józef Chełmoński – Sielanka 1885

Pięta na horyzoncie

Kiedy patrzę na realistyczne malarstwo, wyobrażam sobie otoczenie, którego artysta nie namalował, bo się już nie zmieściło w ramie. Patrzę na pokazaną scenę tak, jakbym tam był. To jest możliwe, tylko gdy widzę obraz wiszący na ścianie w galerii, dlatego chodzenie na wystawy jest takie zajmujące. Przy obrazie “Sielanka” zdumiał mnie pomysł takiego zaaranżowania sceny z parą wieśniaków, aby pięta dotknęła linii horyzontu. W tym miejscu kumuluje się napięcie między ziemią, niebem i piętą.

Cóż za pomysł! Brudna pięta dotyka absolutu. Sam potrafisz świetnie filozować, więc nie będę przynudzał o metafizykach i transcendencjach. Pomyśl tylko o tym, jak trzeba się gimnastykować, żeby zobaczyć dziewczynę leżącą na równinie tak, aby jej pięta wypadła na horyzoncie.

Józef Chełmoński – Sielanka 1885

Umieszczenie punktu obserwacyjnego tak, żeby skłaniać oglądającego do wyobrażenia sobie siebie w pozycji klęczącej przed wieśniaczką, której pięta sięga horyzontu, to odważny pomysł. Chełmoński mocno wyprzedził epokę.

Za oknem

Na tym obrazie Chełmoński umieścił linię horyzontu za oknem, to proste.
Ale nie zawsze ten element da się wcisnąć tak łatwo.

Józef Chełmoński – Wieczór letni – 1875

Zagadka

Gdzie jest horyzont w chałupie? Raczej nie za oknem, bo tam widać tylko chmury.

Jednak wystarczy przymrużyć oczy. Spróbuj sam. Oj, przepraszam, zapomniałem, że nie masz oczu. Gdybyś miał, zobaczyłbyś, że ten obraz też jest podzielony horyzontalnie – na jasną górę i ciemny dół.

Józef Chełmoński – Wnętrze chaty na Polesiu – 1909

Wyjątek potwierdza regułę

No dobra, zgadzam się – kilka obrazów nie zawiera linii horyzontu. Są to kadry z głębi puszczy. Tutaj Chełmoński sobie odpuścił.

Józef Chełmoński - Puszcza litewska - 1907

Józef Chełmoński - Puszcza litewska - 1907

Józef Chełmoński – Sielanka 1885

Przez zadymkę

Przez obraz „Krzyż w zadymce” dochodzimy do pejzaży otwarcie delektujących się przestrzenią.

Józef Chełmoński – Krzyż w zadymce – 1907

Chandra

Nie wiem, czy Chełmoński czuł niedosyt wyrażania swojej tęsknoty do otwartej przestrzeni. Czy czuł dysonans między absorbujacymi uwagę szczegółowymi, dusznymi scenkami ludzko-końskimi a swobodnym oddechem bezkresu. Ja na jego miejscu bym czuł.
Obrazy na wystawie są umieszczone chronologicznie, dzięki czemu widzę, że pod koniec życia Józef wziął głęboki oddech i uwolnił spojrzenie.
Za to go lubię. Gdy wychodzę z muzeum, w głowie pulsuje mi tęsknota za bezkresem.

Józef Chełmoński – Krajobraz z Podola – 1910

Co zrobić w środku Warszawy, by głęboko odetchnąć przestrzenią? Gdy mnie bierze chandra, jadę na taras widokowy w Pałacu Kultury i napawam się widokiem. Jest go coraz mniej przez inne wieżowce, ale patrząc na wschód i południe, mogę poczuć to, co Chełmoński tak cenił przez całe życie.

Wolną przestrzeń.